Medicine
comments 8

Sześciu lekarzy i 900 pacjentów, czyli arytmetyka nocnej zmiany.

photodune-2932113-night-shot-with-a-silhouette-of-a-telescope-m copy

Jest coś niesamowitego w pracy na nocne zmiany w ogromnym szpitalu. Atmosfera, kiedy wchodzę przez wahadłowe drzwi, a moje kroki są tłumione przez wydeptaną wykładzinę, jest zupełnie inna niż za dnia. Razem ze mną wchodzą pielęgniarki, portierzy, inni lekarze. Wiemy, że mamy jedno wspólne zadanie do wykonania, zanim słońce znów pojawi się na horyzoncie — utrzymać przy życiu jak najwięcej pacjentów. Najlepiej wszystkich, ale pewnie się to nie uda.

Praca w nocy jest zupełnie inaczej zorganizowana niż za dnia. Tylko niektóre oddziały mają własnych lekarzy dyżurujących, a reszta szpitala polega na zespole nazywanym Hospital at Night, którego członkiem jest 6 młodych lekarzy, ze stażem pracy od zera (Foundation Doctors) do czterech lub ośmiu lat (Medical Registrars). W moim szpitalu jest 900 pacjentów, ale w czasie pracy w nocy wolę nie myśleć o tej arytmetyce.

Zespołem dowodzą bardzo doświadczeni pielęgniarze lub pielęgniarki, którzy pracują tylko nocami. Nazywają się Advanced Nurse Practitioners i są trochę bogami w naszych oczach.

Wchodzę do szpitala i idę na drugie piętro przebrać się w scrubs. Wybieram błękitne, o dwa rozmiary za duże, żeby było mi wygodnie. Jeśli należałabym do grupy najładniejszych lekarek wśród junior doctors (takie grupki same się tworzą, ładni ludzie przyciągają innych ładnych ludzi, tak samo, jak w liceum), zakładałabym scrubs w moim rozmiarze i podwijała krótki rękawek do góry o 2 centymetry, żeby zaświecić tricepsem wyrobionym na pilatesie. Oczywiście tego nie robię. Rękaw sięga mi prawie do łokcia. Jak w piżamce. Idealnie.

Szatnie są między porodówką a neonatologią. Rozważam przez chwilę, czy iść popatrzeć na noworodki, zanim zejdę na dół dla poprawy humoru, ale się powstrzymuję.

Korytarze powoli pustoszeją. Ludzie schodzą z dziennej zmiany, idą w kierunku swoich ciepłych domów i łóżek. Nucę linię melodyczną do Władcy Pierścieni i jadę windą na dół. Wielka winda, mała ja. Wszędzie tak pusto, świetlówki pod sufitem oświetlają blade korytarze, stąpam miękko po linoleum, moje kroki tłumione przez podeszwy butów sportowych są prawie niesłyszalne. A jednak nie jestem niewidzialna. Jestem jednym z 6 lekarzy, naznaczona identyfikatorem, stetoskopem, pagerami i walkie-talkie, nie mogę się nigdzie ukryć.

W biurze H@N (Hospital at Night) czeka już koordynator tej nocy. Mały pokoik to nasza baza na następne 12 godzin. Dwa stoły na środku, niepasujące do siebie wysiedziane krzesła wokół, dwa biurka z komputerami, czajnik i pudełko ciasteczek. W nocy nie ma spania, tu się pracuje i ratuje życia.

Przypominam sobie cytat z Grey’s: It’s a beautiful night to save lives (lol).

Na parapecie rząd ładujących się walkie-talkie, okno lekko uchylone. Nikt nie wie czemu w tych szpitalach tak grzeją.

Każdy z nas dostaje jeden lub dwa pagery, walkie-talkie i przydział oddziałów na noc. Do mnie należą wszystkie przyjęcia na ortopedię i kardiologię, czyli mam łatwo. Jedna lekarka ma pod sobą 3 ogólne oddziały chirurgiczne, naczyniowy, cardiothoracics i transplant. I jeden rok więcej doświadczenia jako lekarz niż ja. Nie zamieniłabym się z nią na pagery.

Noc zaczynamy od krótkiej pogadanki prowadzonej przez koordynatora. Tłumaczy nam, że lekarze ze wszystkich oddziałów przyjdą na ‘handover’ gdzie przekażą nam zadania oraz informacje dotyczące pacjentów, którzy potrzebują opieki, zbadania, pobrania krwi czy kontroli badań w czasie nocy. Dodatkowo naszym zadaniem są przyjęcia nowych pacjentów na oddziały z SOR-u, z nocnej pomocy lekarskiej czy z innych mniejszych szpitali. Jesteśmy centrum najwyższej referencyjności w wielu specjalizacjach.

Robimy sobie herbatę, na tablicy jest cała lista oddziałów i specjalizacji, które muszą przekazać nam informacje w czasie wieczornej odprawy. Niektórzy już na wejściu przepraszają, mieli tak straszny dzień, że mają dla nas mnóstwo roboty. Nic się nie dzieje, teraz my przejmujemy pałeczkę. Młoda lekarka z chirurgii przekazuje nam parę pacjentów, ta pani po operacji Whipple miała niskie ciśnienie po powrocie z bloku operacyjnego, kiedy lekarka wychodziła z oddziału była stabilna, ale właśnie dostała gorączki 39,2. Czy może ją ktoś zobaczyć w przeciągu godziny? Wychodzi. Wraca po 10 minutach. Była już w samochodzie na parkingu i przypomniała sobie ważny szczegół dotyczący jej pacjentki. Musiała wrócić.

W nocnej pracy podoba mi się to, że wszystko jest tak dobrze zorganizowane. Przy przekazywaniu nowego zadania nocnemu zespołowi używamy systemu SBAR, który pozwala na sprawne i jasne przekazanie informacji na temat pacjenta. Situation, Background, Assessment i Recommendation. W skrócie wygląda to na przykład tak:

S: Pani Smith ma 67 lat, niskie saturacje i gorączkę 39,8.

B: Została przyjęta dziś po południu z nagłym bólem w klatce piersiowej. Ma raka jajnika, jest leczona paliatywnie.

A: Rentgen klatki piersiowej pokazuje zapalenie płuc w dolnym płacie prawego płuca. Zaczęto dziś empiryczną antybiotykoterapię i jej stan był dobry aż do kolacji. Wysłaliśmy próbki do mikrobiologów, ale nie ma jeszcze wyników. Jej saturacje są nadal niskie więc radiologia zaakceptowała ją na CTPA (skan płuc z kontrastem).

R: Czy możecie zerknąć na jej saturacje w przeciągu następnych paru godzin, jeśli jej się nie poprawi, zadzwońcie do mikrobiologów po poradę. Wyniki CTPA powinny pokazać się w systemie za około godzinę. Jeśli to za zator płucny, będzie potrzebowała leczenia.

Prosto, jasno i przede wszystkim bezpiecznie. Dowiadujemy się też o pacjentach, których stan może się pogorszyć w czasie nocy. Lekarze z dziennej zmiany powinni ich ustabilizować, zdecydować, jaki jest plan działania na noc i przekazać go H@N.

Po odprawie rozchodzimy się na swoje oddziały. Większość lekarzy ma listę pacjentów do zbadania, zwykle paru, którzy wymagają decyzji dotyczącej leczenia w przeciągu najbliższej godziny. Ja idę na SOR do pierwszego przyjęcia na ortopedię. Starsza pani ze złamaną kością udową, bardzo częsty przypadek. W naszym szpitalu operujemy około 800 takich pacjentów rocznie. W pewnym wieku nie potrzeba wiele, żeby złamać szyjkę kości udowej, zwyczajne potknięcie, spadnięcie z łóżka, czasem starsza pani myła naczynia w kuchni i nagle znalazła się na podłodze. Czasem mijają długie godziny, zanim taka osoba jest znaleziona przez rodzinę czy pomoc społeczną. Nie wyobrażam sobie, jakie to uczucie leżeć na podłodze godzinami nie wiedząc, kiedy ktoś mnie znajdzie.

Starość rzadko wydaje mi się pięknym zwieńczeniem życia, częściej widzę ją jako czas drwiny z człowieka, samotności, odarcia z własnej osobowości, czasem nawet godności. Dobra starość jest niezwykle cenna, ale tak rzadka, a pracujemy na nią właśnie teraz. Wybierając to, co jemy, jak o siebie dbamy, podejmując decyzję między kolejnym papierosem czy długim spacerem.

Pierwsza część nocy zwykle mija szybko, do około 3 rano nie patrzę nawet na zegarek, bo ciągle jest coś do robienia. Centrala co jakiś czas daje mi nowe zadania przez walkie-talkie.

Nagle dzwoni pager: caridac arrest in ward 227, cardiac arrest in ward 227.  Patrzę na pielęgniarkę, ona poważnie kiwa głową. Biegnę. Na miejscu jest już parę osób. Ktoś uciska klatkę piersiową, ktoś nakłada naklejki defibrylatora. Przybiegają kolejni lekarze, wszyscy wiemy co robić. Jedna osoba zostaje mianowana leaderem resuscytacji, kontroluje czas i podejmuje decyzje. Ja jestem na defibrylatorze. Teraz pamiętam to jakby wszystko działo się w wolnym tempie. Krew została pobrana, ktoś zrobił EKG, ktoś pobiegł do labu z krwią, żeby było szybciej, na metalowym wózku pojawiały się kolejne puste fiolki po adrenalinie i amiodaronie.

Charging, off the chest please, everyone away, delivering shock, shock delivered, patient still in VF, continue CPR.

Znana formułka, wypowiadam ją automatycznie i jestem za to wdzięczna mojej szkole medycznej.

Po resuscytacji wszyscy wiemy, że to czas na kubek gorącej herbaty. Dla wszystkich z mlekiem, dla mnie czarna. Nie ma cytryny w szpitalu. Niestety w drodze do pokoju H@N mój pager znowu dzwoni. Kolejne przyjęcie na ortopedię. Idę na SOR, myślę już o nowym pacjencie.

Zauważam, że słońce zaczyna wschodzić za oknem. Dobry znak, nowy dzień, niedługo koniec dyżuru. Ale to też dzień, w którym rodziny niektórych pacjentów dowiedzą się o śmierci swoich bliskich, ktoś będzie musiał zając się organizacją pogrzebu, ktoś usłyszy diagnozę, której obawiał się przez ostatni tydzień, jakaś starsza pani złamie kość udową i nagle zmniejszy swoje szanse przeżycia kolejnego roku o 33 procent.

Myślę o tym wszystkim, przyjmuję kolejną wystraszoną pacjentkę, przepisuję jej silne środki przeciwbólowe i mówię moje ulubione słowa do jej córki: We’ll take a good care of your mum.

A do pacjentki: The day team will see you in the morning. Good night.

Wszystkie spotkania z pacjentami są zmyślone lub zupełnie anonimowe, a zbieżność z prawdą przypadkowa. Wpis nie zawiera porad medycznych i nie powinien być tak odczytywany. Jest to jeden z postów z serii moich osobistych Pamiętników Młodej Lekarki. W tej serii ukazały się następujące notki:

  1. Pierwszy dzień pracy
  2. Czarna Środa
  3. Pot, łzy i płyny ustrojowe czyli pierwszy miesiąc bycia lekarzem w UK
Filed under: Medicine

by

Nazywam się Małgosia Frej i piszę blog o życiu: moim i świata, który mnie otacza. Moje wpisy to głównie reportaże z podróży, przemyślenia na tematym które mnie poruszają oraz wycinki z mojego życia i pracy jako młody lekarz w Szkocji.

  • Marta Szatańska

    Uwielbiam te wpisy!

    • http://www.glupieserce.pl/ głupie serce

      Ja też, ja też!

      M.

  • http://bosagory.blogspot.com/ Zu

    Z każdym wpisem “szpitalnym” coraz bardziej uświadamiam sobie, jak ciężka jest to praca, zarówno fizycznie jak i psychicznie. I jak ważne jest, żeby medycyna i praca lekarza w szpitalu przestały być postrzegane jako zawód dla wszystkich, którzy mają piątki z chemii i biologii, i nie wiedzą co robić po licem (takie myślenie jest bardzo popularne, przynajmniej wśród moich rówieśników), ew. wydaje im się, że będą zarabiać kokosy. Dzięki, że piszesz.

    • http://www.thefleetingday.com/ Malgosia Frej

      otóż to!! moim zdaniem to bardzo ważne zeby isc na medycyne z przemyslanymi za i przeciw i przede wszystkich z dobra motywacja. moim zdaniem ciekawosc medycyny plus niemala doza altruizmu i empatii sa niezbedne w tej pracy. nie pisze tego zeby sobie samej schlebiac. to tylko moja obserwacja. z praktyk w Polsce i z tego jak medycyna jest praktykowana w Polsce widze ze motywacja finansowa zostania lekarzem przewaza i moim zdaniem nie prowadzi do niczego dobrego.

  • http://im-yw.blogspot.com Young Wife

    Trafiłam przez przypadek na Twój blog, ale bardzo cieszę się, że tu jestem. Biorę się za nadrabianie pozostałych postów. Zainteresowała mnie sprawa z Twoimi studiami – jak długo trwał kierunek “medical sciences”? I jak długo później studiowałaś medycynę? Czy było ciężko? Pozdrawia Cię serdecznie 😉

    • http://www.thefleetingday.com/ Malgosia Frej

      Medical Sciences trwaja zwykle 4 lata, ale osoby ktore maja bardzo dobre wyniki z IB moga isc od razu na drugi rok i przechodza dalej pod warunkiem ze maja dobre oceny. Medycyne studiowalam przez kolejne 5 lat na innym uniwersytecie.

      ciesze sie ze znalazlas moj blog, rozgosc sie :)

  • Natalia

    Małgo gdzie twój kolejny post??? Codziennie wchodzę z nadzieja a tu nic:'(

  • K.

    Cześć! Jestem u Ciebie po raz pierwszy. Właśnie przeczytałam Twoja “szpitalna serię”. Aktualnie, z uwagi na wciąż rozwijającą się miłość do fitoterapii, internetowo sporo obracam się w towarzystwie pt. “Wszyscy lekarze to wysłannicy koncernów farmaceutyczych z innej planety, którzy zostali stworzeni, żeby nas zabić”. Mimo paru zastrzeżeń do paru lekarzy – nie chce w takie teorie wierzyć. Właśnie mi w tym pomogłaś. Dziękuję i życzę nieustających sił do pracy. I, wybacz nutkę bezczelności, ale pamiętaj, żeby w tym wszystkim nie zapomnieć o sobie – wypalony lekarz, to cierpiący pacjent. Pozdrawiam!