Co moja rodzina myśli na temat mojej pracy? Że ratuje życie za życiem każdego dnia. A co robię naprawdę? Przepisuję środki przeczyszczające.
Może nie do końca, ale jest w tym trochę prawdy.
Piszę po długiej przerwie i teraz czytając poprzednie wpisy, zdaje sobie sprawę jak wiele się zmieniło. Dużo było we mnie obaw i ciążyło nade mną wielkie poczucie odpowiedzialności. Nie mogę powiedzieć, że to już minęło, ale jest dużo lepiej. Jest normalniej. Bycie lekarzem jest już częścią mojego życia, częścią mnie.
Kiedy wchodzę na oddział czuje ze to mój oddział, moi pacjenci. Przechodzę obok pokoju jednej z pań, jeszcze w płaszczu i z torbą na ramieniu, i sprawdzam, czy miała w nocy gorączkę. Ulga. Dzisiaj nie. Może zaoszczędzimy jej pobierania krwi w takim razie. Niektórzy pacjenci na ortopedii są miesiącami, rutyna mieszkania na oddziale musi być wyczerpująca, mimo dobrych warunków i przyzwoitego jedzenia.
Sprawdzam ile pacjentów zostało przyjętych przez ostanie 24 godziny. Jestem dzisiaj „post-take”, co znaczy, że zespół, dla którego pracuje będzie odpowiedzialny za wszystkich nowych pacjentów ze złamaniami przyjętych do szpitala. Zwykle jest ich między 5 a 15. Często co najmniej połowa to starsze osoby ze złamaniem kości udowej. W pokoju lekarskim mamy tylko 2 komputery a jest nas zwykle sześcioro, wiec trzeba się szybko uwijać z drukowaniem listy pacjentów. Jedna dla mnie i po jednej dla każdego członka zespołu.
Za pięć ósma czas iść na górę na trauma meeting. Młody chirurg opowiada o każdym pacjencie, na ścianie pojawiają się kolejne slajdy ze złamaniami. W pierwszym rzędzie siedzą chirurdzy i podejmują decyzje na temat operacji, które najlepiej poradzą sobie z danym złamaniem. Pod koniec oglądają zdjęcia i skany pooperacyjne z ostatnich 24 godzin, żeby ocenić jakość swojej pracy. Czasem trzeba wrócić i cos poprawić.
Nasze zadanie młodych lekarzy to wsłuchanie się w wywiad medyczny i wyłapanie ważnych szczegółów, które mogą wpłynąć na zdrowie pacjenta w czasie pobytu w szpitalu. Ten pan ma Parkinsona (notatka: sprawdzić, czy ma przepisane leki, bo ominiecie nawet jednej dawki może być niebezpieczne). Ta pani ma migotanie przedsionków. (notka: sprawdzić, na jakich jest lekach i jak odwrócić antykoagulacje jej krwi, żeby mogla bezpiecznie iść na sale operacyjna). Ta pani nadużywa alkoholu. (notka: sprawdzić, czy nie ma objawów głodu alkoholowego i poprosić pielęgniarki o zastosowanie protokołu, którego używamy w takich przypadkach). Ta nastolatka miała już 5 przyjęć do szpitala z bólem pleców. (notka: pewnie jej skan nic nie wykaże i będzie potrzebowała porozmawiać o braku diagnozy).
Często myślimy o złamaniach jako o zdarzeniach przypadkowych. Ktoś się potknie. Ktoś spadnie z roweru. W przypadku starszych ludzi złamanie jest tylko papierkiem lakmusowym wskazującym na to, ze ich organizm z czymś walczy. Starsi ludzie upadają, bo mają infekcje, bardzo często dróg moczowych lub początki infekcji dolnych dróg oddechowych. Po tym, jak chirurdzy uporają się ze złamaniem, wstawia nowy staw, nam pozostaje wyleczenie problemu, który sprawił ze dany pan czy pani znaleźli się w szpitalu.
Wracam na oddział po obchodzie i robie listę zadań na ten dzień. Zamawiam echokardiografie, rozmawiam z mikrobiologami o zmianie antybiotyków dla pani, która od miesiąca jest z nami z powodu infekcji po wymianie stawu kolanowego, idę pobrać krew pięciu pacjentom, bo pielęgniarki tego nie zrobiły. Robię EKG panu spod szóstki, bo nocna zmiana tego nie zrobiła. Obliczam dawkę wankomycyny dla dwóch pacjentów — bez częstego monitorowania poziomu antybiotyku ich nerki mogą ulec trwałemu uszkodzeniu. Przepłukuję PICC line dwóm pacjentom — po polsku to chyba cewnik centralny. Nie lubię tego robić, mimo że wiem jak. Końcówka cewnika usytuowana jest w żyle podobojczykowej. Bardzo blisko serca.
Dzwoni pager.
Pani spod czwórki, ze złamana kością udową odmawia pójścia na sale operacyjna. Twierdzi, że znajduje się w Kanadzie i nie zgadza się na operacje, bo sprzedamy jej narządy rządowi kanadyjskiemu. Staje się coraz bardziej agresywna. Pielęgniarki chcą, żebym przyszła.
Patrze na moja listę — brak choroby psychicznej w wywiadzie. Poza tym wizualne halucynacje są bardzo rzadkie. Niewiele ludzi wie, że najczęstszym rodzajem halucynacji jest słyszenie głosów. Zaczynam myśleć o przyczynach delirium. Ból, infekcja, zaparcia, zmiana leków, silne środki przeciwbólowe, bycie w nowym nieznanym otoczeniu. Może to być każdy z nich, a pewnie wszystkie naraz w przypadku tej pani. Delirium jest przerażającym doświadczeniem dla pacjenta. Zwykle halucynacje są bardzo graficzne, często pojawiają się przy tym urojenia prześladowcze, czemu zrozumiale towarzyszy strach. Sposób na leczenie to znalezienie powodu delirium i leczenie, przy tym zapewnienie pacjenta, że jest bezpieczny i nic złego mu się nie stanie.
Starsza pani idzie na sale operacyjna, po powrocie pewnie będzie jeszcze gorzej. Będzie odwodniona, straci trochę krwi w czasie operacji. Trzeba się będzie przygotować, najlepiej znaleźć dla niej pojedynczy pokój i poprosić jedna z Clinical Support Workers, żeby była przy niej i przypominała jej, ze wszystko jest w porządku. Rodzina może bardzo pomoc w przypadku takich stanów u pacjentów. Mogą przynieść zdjęcia, spędzać czas. Najważniejsze, żeby byli poinformowani o diagnozie i zdawali sobie sprawę ze ten stan jest tylko tymczasowy. Dwa tygodnie później pani A wychodzi ze szpitala na oddział rehabilitacyjny. Macha pielęgniarkom na pożegnanie.
W czasie pierwszych paru tygodni w pracy takie sytuacje mnie przerażały. Agresja wśród pacjentów jest dość częsta i zawsze lub prawie zawsze, niezamierzona. Ból, strach, infekcje — wszystko to sprawia, że ludzie reagują szybciej i bardziej impulsywnie. Często agresja słowna boli bardziej niż fizyczna, chociaż tej ostatniej tez doświadczyłam. Myślałam ze pacjent chciał mnie złapać za rękę oczekując pokrzepienia, a on sięgał właśnie po wiatrak, żeby we mnie nim rzucić. Pewnie mogłam to przewidzieć. Nie miałam mu tego za złe później, chociaż kolejny raz poszłam go zbadać z pielęgniarką.
Zdrowe przekąski w pracy.
Praca lekarza polega na składaniu wielu informacji w jedną całość, rozpoznawania pewnych zależności, mówienia jednym językiem. Przyjemność, która z tego przychodzi jest podobna do zrozumienia dobrego żartu. Żeby to się stało trzeba znać kontekst, rozumieć słownictwo, pewne trybiki muszą się zazębić i nagle jest to coś. Nie śmiech, ale zrozumienie sytuacji. Mały zastrzyk endorfin jak po dobrym dowcipie.
Po ostatnich 3 miesiącach pracy mam wiele refleksji na temat pracy jako młody lekarz. To, z czego najbardziej się ciesze to ze nadal czerpię przyjemność z bycia w pracy, z używania mojego umysłu i rozmowy do leczenia ludzi.
Nawet jeśli jest to leczenie zaparcia, czy założenie cewnika pacjentowi, który nie może oddać moczu. Pacjentowi przynosi to ulgę, a mnie radość.
I tak nadal czasem wychodzę ze szpitala ze łzami w oczach, ale coraz częściej również z uśmiechem na ustach.