W języku angielskim jest bardzo ładne sformułowanie, które oddaje dokładnie to, na co dziś mam ochotę. ‘Catch up’ – czyli spotkanie albo rozmowa, służąca wysłuchaniu co się ostatnio działo u znajomej, pogadaniu przy dobrej filiżance kawy, sprawiająca, że wychodzę ze spotkania z poczuciem, że jestem na bieżąco, a znajomość ma się dobrze.
W dzisiejszym wpisie będzie taki trochę catch up, niby jednostronny, bo tylko ja piszę, ale co tam. Zwykle piszę tylko wtedy, kiedy czuję, że mam coś ważnego do powiedzenia, a dziś mam ochotę na zwyczajne pogaduchy.
Obudziłam się dziś rano, podobnie jak przez ostatnie parę tygodni, wdzięczna, że jest już poranek i że zaraz można wstać. Noc jest ostatnio dla mnie najmniej lubianą częścią doby (bo nie dnia). Nie to, że nie mam ochoty na spanie, ale w tych ostatnich tygodniach ciąży sen to coś bardzo ulotnego, co może prowadzić do frustracji. A conocna frustracja nie jest wskazana w tym delikatnym stanie.
Wczoraj minął tydzień, odkąd jestem na urlopie macierzyńskim. Jak jest? Jest dziwnie. Jasne, pracować do 36 tygodnia ciąży nie było łatwo, ale przynajmniej nie miałam czasu skupić się na tych wszystkich dolegliwościach, które teraz wypełniają moją codzienność. Przez ostatnie tygodnie na obchodach w szpitalu zostawałam tak bardzo w tyle, że musiałam truchtać za moimi chirurgami. Poważnie zaczęłam rozważać kupno hulajnogi, żeby mknąć przez oddziały w tempie szybszym niż pingwin z piłką między nogami.
Jeden z moich szefów nie zauważył, że byłam w ciąży i zdziwił się, dlaczego odchodzę z pracy kiedy przyszłam się pożegnać ostatniego dnia. Wybaczam mu to, a nawet mi to schlebia. Wyglądam co prawda, jakbym połknęła piłkę do koszykówki, ale facet jest bardzo wysoki i rzadko na mnie patrzy, mimo że pracujemy (pracowaliśmy!) ze sobą codziennie. Pod koniec pracy byłam bardzo bliska sprawieniu sobie tatuażu. Najlepiej na czole, o treści — “idę na macierzyński za dwa tygodnie, moja data terminu to XXYY, tak jestem zmęczona”. Nie zliczę ile razy musiałam odpowiadać na te pytania. Na szczęście ostatecznie udało się objeść bez szpecenia mojej (zaokrąglonej ostatnio jak księżyc*) buzi.
Posiadanie dużej ilości wolnego czasu tak mnie zaskoczyło, że ostatni tydzień minął mi na wymyślaniu sobie nowych projektów. Powstało kilka planów biznesowych, czapeczka, wełniany sweterek, botki, pluszowy wieloryb i poduszka w kształcie ośnieżonej góry. Myślałam, że będę siedziała z herbatą z liścia maliny na piłce do ćwiczeń, czytała książki o cudzie narodzin Iny May Gaskin i kontemplowała macierzyństwo, ale jednak wycieczki do sklepu z włóczką wygrały. Obowiązkowo ze wstąpieniem na fryty do maczka (kto ciężarnej zabroni?).
Poza tym tęsknię za pracą. Wstaję rano i co? I nic. Mój Littmann III marnuje się w płóciennym woreczku razem z identyfikatorem ukochanego NHSu i zegarkiem na agrafce, a ja co noc przemierzam korytarze szpitala, leczę ludzi, przepisuję kroplówki — wszystko w moich snach oczywiście. Dziś w nocy pracowałam na intensywnej terapii. Fajnie było. Wkładałam wenflony, pobierałam krew z tętnicy w nadgarstku na gazometrię i biegłam co sił w (nieobciążonych potomstwem) nogach do maszyny, żeby odczytac wynik. Częściowo skompensowana kwasica metaboliczna! Sepsa. Tlen, wenflon, cewnik, kroplówka, antybiotyki.
A potem celne, ale przecież nie zamierzone, kopnięcie w pęcherz sprowadziło mnie na ziemię i udałam się na trzecią już wycieczkę do łazienki tej nocy.
Dziś mija 37 tygodni odkąd noszę tę małą istotkę pod jelitami. Nie wiem czemu się mówi, że pod sercem. Najpierw są jelita, żoładek i przepona. Z tyłu czai się trzustka, śledziona trochę na lewo. Do serca to ona się próbuje dokopać wpychając mi stópki pod żebra. Umościła sobie miejsce pod ciepłymi zwojami moich jelit, plecami po prawej stronie, głową do dołu, ułożonej na mięciutkiej poduszce pęcherza. Od czasu do czasu przypomina o sobie łaskocąc mnie małą piąstką w kości miednicy. Moje dziecko.
I tą krótką lekcją anatomii kończę nasz dzisiejszy catch up.
A co u Ciebie?
* komentarz jednej z pielęgniarek na to, jak wyglądam.
PS. Dziękuję wszystkim za miłe słowa i życzenia pod ostatnim wpisem!