Chile, Travel
comments 5

Kajakiem przez Torres del Paine

Kayaking in Torres del Paine in Patagonia (18 of 29)

Naszym celem w Patagonii było przejście przez Torres del Paine, spędzenie pięciu dni w górach, jedzenie tylko tego, co niesiemy ze sobą na plecach. Niezależność, spokój i myślenie tylko o tym, żeby zrobić kolejny krok do przodu.

Trasa, którą chcieliśmy przejść nazywana jest trasą W ze względu na swój kształt. Spędziliśmy całe godziny nad mapą planując czy przejść ją ze wschodu na zachód czy odwrotnie, w których miejscach zatrzymać się na nocleg i którego dnia zrobić podejście pod sławne granitowe wieże od których park bierze swoją nazwę. Dlaczego zrezygnowaliśmy z naszych początkowych planów i zmieniliśmy zdanie w ostatniej chwili?

Po śniadaniu z widokiem na fiord założyliśmy plecaki i poszliśmy do Puerto Natales, żeby znaleźć miejsce, gdzie będziemy mogli wypożyczyć namiot. Zdecydowaliśmy się nie brać całego sprzętu ze sobą, żeby móc jechać tylko z bagażem podręcznym.

Trafiliśmy na wypożyczalnie niedaleko rynku miejskiego. Po krótkiej rozmowie z Lesley, która pochodzi z Meksyku i jest współwłaścicielką Hello Patagonia, okazało się, że następnego  dnia planują spływ kajakowy w Torres del Paine. Poza pięcioma dniami w górach, gdzie mieliśmy spać pod namiotem, nie zaplanowaliśmy sobie żadnego noclegu, więc decyzja o tym, jak spędzimy kolejne dni, należała do nas.

Lesley powiedziała, że nie będzie wiadomo, czy znajdą się dwa miejsca na spływie aż do wieczora, a ostatni autobus do parku Torres odjeżdżał koło 16. Zdecydowaliśmy się zaryzykować, wybraliśmy namiot i kijki górskie i umówiliśmy się z nią na wieczór.

Bez względu na to, czy znajdzie się dla nas miejsce na spływie, czy nie, zdecydowaliśmy się zostać w Puerto Natales jeszcze jedną noc. W poszukiwaniu noclegu trafiliśmy na jedyne miejsce, gdzie w Natales można dostać prawdziwą kawę. Okazało się, że można też tam przenocować a samo miejsce było bardzo przyjemne. Zamówiliśmy pokój na jedna noc i poszliśmy na długi spacer po okolicy. Znaleźliśmy jeden długi mur pokryty muralem portretującym rdzenną ludność tych rejonów. Niektórzy ludzie w Natales nadal mieli podobne rysy, ale widać też było wpływy Europejskie i uroda lokalnych ludzi była bardziej hiszpańska.

Wieczorem dobra wiadomość od Lesley: są dla nas miejsca na spływie. Wyjazd jutro o 7 rano.

Następnego dnia na śniadaniu poznaliśmy młode małżeństwo Brytyjczyków z Manchesteru, którzy tego dnia zaczynali trasę W. Ostatniego dnia naszej wędrówki spotkaliśmy ich na jednym z kempingów. Miło było spotkać znajomą twarz tak daleko od domu.

W czasie tego wyjazdu nawiązaliśmy najwięcej nowych znajomości ze wszystkich naszych podróży. Okazało się, że do Patagonii jeżdżą ludzie w poszukiwaniu podobnych wrażeń i dzięki temu od początku rozmowa toczyła się lekko i mieliśmy wiele wspólnych tematów. Słuchając o ich opowieściach z Argentyny zaczęliśmy żałować, że mamy w Chile tak mało czasu.

Wyszliśmy na dwór, kiedy było jeszcze ciemno. O 7 wyjechaliśmy busikiem, z pięcioma kajakami na przyczepie z tyłu. Jechały z nami dwie pary turystów: kolejni Brytyjczycy, jeden Chilijczyk i Francuzka oraz dwóch instruktorów: Chris i (przystojny i małomowny) Jose Luis.

W planie spływu było przepłynięcie Lago Grey, aż do czoła lodowca o tej samej nazwie, powrót jeziorem do Administracion (wejścia do Parku Narodowego) i spływ Rio Grey aż do jej połączenia z Rio Serrano. Mieliśmy płynąć cały dzień, do około 18 wieczorem.

Przed wejściem do kajaków, Chris i Jose Luis dali nam krótka lekcję instruktażu, w tym, w jaki sposób wydostać się z kajaka, który przewrócił się do góry dnem. Oboje z Kubą pływaliśmy wcześniej w kajakach, ale mieliśmy mała ochotę na kąpiel w jeziorze lodowcowym.

Już przy rozpakowywaniu sprzętu na horyzoncie widać było niewiarygodnie niebieskie małe góry lodowe, ale szczyty Torres del Paine pozostawały zakryte mgłą i chmurami.Lago Grey ma długość około 15 km, wydaje mi się, że nie przepłynęliśmy całej długości jeziora, ale dopłynęliśmy aż do miejsca, gdzie były większe góry lodowe. Musieliśmy wiosłować dość energicznie, bo pogoda w Torres zmienia się momentalnie a przy dużym wietrze pływanie tak blisko gór lodowych może być niebezpieczne.

Tamtego dnia jednak pogoda była dla nas łaskawa i zdołaliśmy dopłynąć do początku Rio Grey bez szwanku. Chris ostrzegł nas, że po drodze będziemy płynąć przez dwa „rapids” – miejsca szybszego nurtu rzeki. Oba były pierwszego stopnia trudności, czyli najłatwiejsze. Ja nie mogłam się ich doczekać, ale były to miejsca większego prawdopodobieństwa na wywrotkę.

Za pierwszym rapidem zatrzymaliśmy się na lunch. Kanapki, kawa, herbatka, mieszanka suszonych owoców. Najlepszym deserem była poprawa pogody i pierwsza możliwość zobaczenia masywu Torres.

Drugi etap spływu nie był już wymagający, płynęliśmy z nurtem i cieszyliśmy się, że mamy widoki wokół nas tylko dla siebie. Co jakiś czas na polach pojawiały się konie z pobliskich estancias. Chris opowiedział nam historie o dwóch pumach, które można spotkać w parku między Laguną Amarga i Administracion.

Woda w rzece była mętna od osadów spod lodowca. W pewnym momencie Chris zwrócił naszą uwagę na granicę między mętną i przejrzystą wodą. Okazało się, że dopłynęliśmy do Rio Serrano. Różnica między dwiema rzekami była niesamowita.

Jedna z par z naszego spływu kontynuowała swoja wycieczkę przez kolejne dwa dni, razem z Jose Louis. Mieli dopłynąć aż do czoła kolejnego lodowca: Serrano i po drodze spać w namiocie na dziko. Jeśli mielibyśmy więcej czasu bardzo chciałabym zdecydować się na taką wycieczkę.

Zobaczenia gór Patagonii i całej otaczającej nas natury z poziomu wody to zupełnie inne doświadczenie. W tak kameralnej grupie po całym dniu wiosłowania czuliśmy się, jak grupa znajomych w czasie przygody i szkoda było nam się rozstawać.

Ale nas wzywały góry. Chłopaki z Hello Patagonia podrzucili nas do wejścia do parku i stamtąd mieliśmy 6 km do pierwszego noclegu na darmowym Campamento Carretas.

W Administracji Parku zapisaliśmy nasze numery paszportu i planowany czas wędrówki i ruszyliśmy po raz pierwszy przed siebie. Trasa była trawiasta i prosta, po całym dniu wysiłku fizycznego byliśmy zmęczeni, więc szliśmy nie spiesząc się nigdzie. W drodze J zdążył opowiedzieć mi całą fabułę filmu Interstellar, który obejrzał w czasie lotu do Sao Paulo i po około 1.5 godziny byliśmy na miejscu. Oprócz nas rozstawionych było kilka namiotów. Nie mieliśmy siły na gotowanie obiadu więc zjedliśmy po batoniku na kolację i poszliśmy spać.

Na szczęście zawiązaliśmy nasz worek z jedzeniem na drzewie obok namiotu. Następnego dnia przy śniadaniu inni ludzie z naszego kempingu opowiadali o tym, że w nocy myszy weszły im do namiotu a nawet do śpiworów w poszukiwaniu jedzenia! Sama widziałam parę myszy w okolicy naszego namiotu, ale na szczęście żadna nie złożyła nam wizyty w nocy.

Kayaking in Torres del Paine in Patagonia (24 of 29) Kayaking in Torres del Paine in Patagonia (23 of 29) Kayaking in Torres del Paine in Patagonia (25 of 29)Kiedy już leżeliśmy w namiocie zerwał się dość silny wiatr i przy nim zasypialiśmy w pierwszy mocny sen w górach tak daleko od domu. Śmiertelnie zmęczeni, trochę przestraszeni, ale szczęśliwi.

Trasa spływu

PS. Spływ kajakiem przez Torres del Paine do tej pory jest moim najlepszym wspomnieniem z Patagonii. Jeśli szukacie miejsca, gdzie można wypożyczyc sprzęt lub kupić wycieczkę w okolicach Puerto Natales, to naprawdę polecam hello patagonia – mają ogromną lokalną wiedzę, sprzęt najwyższej jakości i są jedną z dwóch firm organizujących spływy kajakowe w Parku Torres del Paine. Czuliśmy się z nimi jak z grupą dobrych znajomych a nie z agencją turystyczną. Ten wpis nie jest w żadnym stopniu sponsorowany a za wszystko zapłaciliśmy z własnej kieszeni bez zniżek. Po prostu bardzo kibicuje hello patagonia i uważam, że robią kawał dobrej roboty.

Filed under: Chile, Travel

by

Nazywam się Małgosia Frej i piszę blog o życiu: moim i świata, który mnie otacza. Moje wpisy to głównie reportaże z podróży, przemyślenia na tematym które mnie poruszają oraz wycinki z mojego życia i pracy jako młody lekarz w Szkocji.

  • http://niesmigielska.com/ nieśmigielska.com

    pięknie. i na tym poprzestanę, mam nadzieję że sama to wszystko zobaczę. o ile się nie mylę, tomek jest juz napalony na taki spływ. ja trochę się boję (a co z aparatem jak będzie wywrotka? na pewno będzie wywrotka!), ale jak mówisz że warto – wierzę.
    najbardziej mnie rozbawiło jak napisałas że j. opowiadał fabułe interstellar ;d raz nam pomogła wrócić w paryżu do mieszkania, a mieliśmy kilka kilometrów do przejścia. nic nie zakumalam, ale przynajmniej byłam świadkiem najdłuższej wypowiedzi tomka jaką w życiu wygłosił.

    • http://www.thefleetingday.com/ Malgosia Frej

      Aparat mielismy w takim dry-packu, do którego nie dostanie sie woda. Dlatego zdjecia z kajaka robilam tylko GoPro które mialam w kieszeni kurtki. Ja tez troche sie balam, ale te podwójne kajaki sa bardzo stabilne. Kiedys w Szkocji plywalam w pojedynczym to dopiero bylo trzeba rownowage trzymac. Wtedy duzo moich znajomych ze studiow sie powywracalo.

      To juz taka nasza tradycja, ze J mi opowiada filmy. Najlepiej science fiction. W czasie chodzenia po gorach jeszcze kilka mi opowiedzial:)

      Na koniec tylko male ostrzezenie, ze te splywy nie naleza do tanich. Ale moim zdaniem sa warte swojej ceny.

  • http://padusiowo.blogspot.com/ padusia

    We wcześniejszym patagońskim poście miałam przeczucie, że tamtejsza przyroda musi być ekstra. Ta fota nad fotką grupową – czad! Czekam na dalsze przygody. Od razu też pytanko: sporo kasują za wejście do parku? czy bez stresu z kosztami raczej? Ooo jakieś info o kosztach (jeśli w ogóle Ci się chce o tym pisać) z chęcią bym przeczytała :)

  • Pingback: Kayak en Patagonia: Praktyczne informacje - The Fleeting Day()

  • Pingback: Znów wędrujemy ciepłą ziemią. Trasa W cz.I. - The Fleeting Day()