Za miesiąc kończę 27 rok życia, takie rzeczy nie powinny mnie już chyba obchodzić. Ale w dniu wręczenia dyplomów uśmiech nie schodził mi z ust (metaforycznie, praktycznie mam raczej resting bitch face).
Kiedy kończyłam pierwsze studia, czułam jakąś tam dumę, ale bardziej miałam poczucie, że kończy się coś, co i tak za długo już trwało. Chciałam studiować medycynę, wiedziałam już, że czeka na mnie ciepłe miejsce w szkole medycznej w Glasgow i nie mogłam się doczekać.
Moje pragnienie studiowania medycyny jest jedną najmniej racjonalnych rzeczy w moim życiu. Nie wiem, skąd się wzięło. Próbowałam je zagłuszyć, wyrzucić z mózgu, tłumaczyć sobie, że jestem artystką w sercu, a nie jakimś odtwarzaczem faktów. Zapierałam się rękami i nogami, a z drugiej strony nie mogłam przestać o tym myśleć. Teraz z perspektywy czasu podejrzewam, że była to gra mojej przerośniętej ambicji. Wiedziałam, że na medycynę trudno się dostać, więc musiałam dopiąć swego. Nadal nie tłumaczy to jednak, dlaczego mam uśmiech na twarzy o 4 rano w środku nocnego dyżuru na noworodkach i tęsknie za szpitalem w czasie wakacji.
W zeszły czwartek nadszedł ten moment. Złożyłam przysięgę Hipokratesa i stałam się lekarzem. Było pięknie, deszczowo, Szkocko i parę razy się wzruszyłam. Nie tylko ja.
Nasz dziekan i kadra uniwersytecka w College of Medicine w Glasgow była niesamowita. Nigdy nie spotkałam ludzi, którzy byliby tak bardzo po stronie studentów i z takim zaangażowaniem podchodzili do swojej pracy na universytecie.
Dziekan zapisze się w naszej pamięci (bo jestem pewna, że nie tylko mojej) jako osoba, która w czasie sesji przyprowadzała swojego szczeniaczka do biblioteki, żeby odstresować studentów. Był dla nas dostępny w dzień i w nocy na forum dla ostatniego roku, gdzie odpowiadał na nasze pytania dotyczące past paperów. Zostawiał słodycze w bibliotece i wynegocjował ze szkołą, żeby sklepik w budynku medycyny dawał zniżkę 50% w weekendy na lunch i kanapki. I nie, nie jest podejrzanym facetem po sześćdziesiątce, który bardzo lubi młode studentki. Ma około 40 lat, dwójkę małych dzieci i aparycję młodego Szkota z Braveheart.
Nie wiem, czy on miał z tym coś wspólnego, ale na zakończenie wręczenia dyplomów, które odbyło się w Bute Hall na uniwersytecie, organista zagrał ściężkę muzyczną Hedwigi z Harry’ego Pottera.
Wszyscy wychodziliśmy z największymi uśmiechami na twarzach. Tego dnia spełniło się wiele snów i marzeń. W tym dwa moje z dzieciństwa.
Zdjęcia: J